Date

www.Amazonki.Olsztyn.pl

Amazonki i życie po mastektomii.
Rak piersi

Posts Tagged ‘walka z rakiem’

Historia Ani

posted by:

Przedstawiamy historię pani Anny, która zajęła pierwsze miejsce w naszym czerwcowym konkursie.

Mam na imię Ania, mam 39 lat. Jestem nauczycielką z 19 letnim stażem pracy po pedagogice wczesnoszkolnej, pracując studiowałam-ukończyłam studia podyplomowe z informatyki, kursy kwalifikacyjne z oligofrenopedagogiki, organizacji i zarządzania oświatą, uczestniczyłam w dziesiątkach kursów, szkoleń, konferencjach, sympozjach, warsztatach. Mając takie kwalifikacje ciągle otrzymywałam propozycje dodatkowych zajęć, na które zwykle się zgadzałam. Wiele osób przychodziło do mnie po radę, pomoc w sprawach zawodowych. Nigdy nikomu nie odmówiłam pomocy, dzieliłam się swoją wiedzą i doświadczeniem. W realizacji moich zawodowych ambicji zawsze wspierał mnie mój mąż, który po pracy zajmował się opieką nad obecnie już dorosłą córką, zawsze pomagał mi w obowiązkach domowych.
Kocham podróże, każdego roku z początkiem wakacji wraz z mężem i córką wylatujemy w jakieś ciepłe miejsce, wolne weekendy spędzamy jeżdżąc na wycieczki. Uwielbiamy wycieczki górskie, zawsze w sierpniu, zaopatrzeni w specjalistyczne mapy i sprzęt zdobywamy szczyty w jakimś rejonie Tatr w Słowacji.
Nigdy nie chorowałam, ale regularnie wykonywałam różne badania. W 2002 roku znalazłam sobie w lewej piersi małego guzka, od razu poszłam do lekarza, zrobił biopsję, której wynik był dobry, ale wraz z lekarzem postanowiliśmy guzek wyciąć. Od tej pory byłam pod opieką poradni chorób piersi, robiłam badania co 3, 4, 5 miesięcy. Po roku znalazłam kolejnego guzka, który też został usunięty, badania wykonywałam nadal, nic złego się nie działo. Aż do wiosny 2009 roku, kiedy pojawił się kolejny guzek, tym razem w prawej piersi- znowu badania, biopsja, dobry wynik i decyzja o nie usuwaniu go, częste badania.
W maju 2010 roku wróciłam z klasą z zielonej szkoły, 2 lipca miałam zaplanowaną, opłaconą podróż z rodziną do Egiptu, jak co roku nie mogłam doczekać się wakacji i wylotu na zasłużony odpoczynek. W międzyczasie miałam umówioną wizytę w poradni. Lekarz stwierdził, że jednak guzek wytniemy, a do wylotu zostanie już tylko kolejna mała blizna. Zgodziłam się, po kilku dniach przeszłam zabieg usunięcia guzka, rzeczywiście rana szybko się zagoiła, po kilku dniach wróciłam do pracy. Czekał mnie jak zwykle natłok obowiązków związany z zakończeniem roku szkolnego i przygotowania do wyjazdu, z którego wszyscy się cieszyliśmy.
9 czerwca w czasie przerwy zadzwonił do mnie lekarz, informując mnie, że otrzymał wynik histopatologii i musimy porozmawiać o dalszym leczeniu. Doskonale wiedziałam co ten wynik oznacza, od razu zadzwoniłam z informacją do męża. Mąż się rozpłakał, jakoś dotrwałam do końca lekcji, od razu wspólnie z mężem pojechaliśmy do lekarza po mój wyrok.
W czasie wizyty dowiedziałam się, że mam już ustalony termin amputacji, ale lekarz zaproponował mi jeszcze przed podjęciem decyzji wizytę w Centrum Onkologii w Gliwicach, chwila załamania, ale zwyciężyła moja wola walki, pojechałam następnego dnia, tam dalsze badania, paniczny strach przed kolejnymi wynikami, początkowa nadzieja na zabieg oszczędzający. Przez cały ten czas pracowałam, o chorobie wiedział tylko mąż. Tak pracując, jeżdżąc do Gliwic, dobrnęłam do końca roku szkolnego. 29 czerwca dowiedziałam się, że jednak czeka mnie amputacja i usunięcie węzłów chłonnych dołu pachowego. Tego dnia o chorobie powiedziałam córce i rodzicom, a następnie pojechałam do swojego biura podróży, aby zmienić rezerwację podróży. Do Egiptu wysłałam córkę z moimi rodzicami, choć nie było łatwo ich do tego przekonać.
2 lipca rodzice i córka wylądowali w Egipcie, a ja na bloku operacyjnym szpitala w Jaworznie. Mąż był przy mnie przez cały ten czas, byłam załamana, starał się mnie podtrzymywać na duchu, choć widziałam, że jest mu równie ciężko. W przeddzień operacji zadzwoniła do mnie najbliższa koleżanka z pracy Bogusia, nie odebrałam, napisałam, że nie mogę rozmawiać, obiecałam odezwać się za kilka dni.
Po powrocie ze szpitala, w czasie, kiedy mąż był w pracy, siedziałam sama w domu i płakałam, nie chciałam z nikim rozmawiać, nie odbierałam telefonów, do Bogusi napisałam, że jestem chora i nigdy nie wrócę do pracy. Za chwilę do mnie zadzwoniła, odebrałam, chciała mnie odwiedzić, nie zgodziłam się, po rozmowie długo płakałam.
Przez miesiąc codziennie musiałam jeździć do chirurga i na różne badania, mąż martwił się, że ze względu na swoje obowiązki zawodowe nie zawsze będzie mógł zawozić mnie do lekarzy, ja prawo jazdy od 20 lat trzymałam w szufladzie, często ubolewałam nad tym, ale nie potrafiłam się zmotywować. Mąż zmusił mnie, żebym znów zaczęła jeździć, zabierał mnie w różne miejsca, kazał prowadzić. Strasznie się bałam, marudziłam, mąż był stanowczy, widziałam ile zdrowia go to kosztowało. Dzięki niemu znów jeżdżę, stałam się niezależna.
Po kolejnej wizycie w Gliwicach dowiedziałam się, że czeka mnie chemioterapia, radioterapia i terapia hormonalna. Wspólnie z mężem zastanawialiśmy się co zrobić z moją pracą. Jeszcze bardziej niż utraty piersi, bałam się utraty moich długich, gęstych włosów. Do końca lipca byłam na zwolnieniu lekarskim. 1 sierpnia podjęłam decyzję, że chcę skorzystać z przysługującego mi rocznego urlopu dla poratowania zdrowia, nie było z tym żadnych problemów. Od 25 sierpnia miałam zaplanowaną chemioterapię, dlatego 16 poszłam do fryzjerki, ściąć włosy na krótko, po kilku dniach kupiłam perukę, kilka turbanów, nocną czapeczkę, ale i dobre kosmetyki do włosów. Postanowiłam też, że w czasie kiedy będę łysa nie wyjdę z domu, będę tylko chodzić do lekarza i w niedzielę do kościoła, ale bardzo daleko od domu, żeby nie spotkać nikogo znajomego.
Z końcem sierpnia, kiedy koleżanki zaczęły pojawiać się w szkole, dowiedziały się o moim urlopie zaczęły do mnie pisać sms-y, maile, dzwonić z życzeniami zdrowia, po każdej takiej rozmowie, czy wiadomości znów długo płakałam.
Po chemioterapii czułam się dobrze, choć byłam bardzo słaba, w domu otaczała mnie miłość, zrozumienie, ciepło moich najbliższych, Bogusia też nie dawała za wygraną, w końcu zgodziłam się na odwiedziny.
Chemioterapia przebiegała pomyślnie, czułam się dobrze, włosy choć wypadały, jednak dużo jeszcze zostało, przyszła jesień, chłody, kupiłam kilka czapek, peruka, turbany, czapeczka zimowa z metkami leżą do dziś w pudełku.
Przez cały ten czas konsekwentnie nie ruszałam się z domu, zajmowałam się kuchnią, która jest moją pasją, dogadzałam rodzinie, piekłam, gotowałam. Ze znajomymi byłam w stałym kontakcie za pośrednictwem komputera i komórki, nie zgadzałam się na żadne spotkania. Radziłam koleżankom z pracy w różnych trudnych sytuacjach, kiedy mnie o to prosiły, nadal dzieliłam się swoim doświadczeniem zawodowym. Przychodziła tylko Bogusia, co 4, 5 tygodni, często do siebie dzwoniłyśmy.
Przed Bożym Narodzeniem, już po ostatniej chemioterapii zjawiła się u mnie moja dawna przyjaciółka Ola, która przed trzema laty przeżywała ten sam koszmar, na wieść o mojej chorobie postanowiła odnowić kontakty, zaprosiłam ją do siebie. Po czym obiecała rewizytę po skończonej radioterapii.
Radioterapię rozpoczęłam zaraz po Nowym Roku, przebiegła pomyślnie.
Z dnia na dzień obserwowałam zagęszczające się moje przerzedzone włoski. Miałam coraz więcej chęci do życia, marzyłam o podróży, o cieple i o słońcu. 14 lutego poszłam do fryzjerki, żeby zrobiła coś z tym co mam na głowie, o dziwo wyszła całkiem ładna fryzurka, po tygodniu schowałam głęboko do szafy wszystkie czapki- nie cierpię czapek!
Moment zdjęcia czapki okazał się dla mnie przełomem- zaczęłam z gołą głową chodzić do swojego kościoła, do pobliskiego sklepu, w którym nie byłam od sierpnia, odwiedziłam Olę, zapisałam się i poszłam na warsztaty metodyczne.
Od tego czasu zaczęłam zapraszać do siebie swoje koleżanki, chętnie przychodzą, plotkujemy, żartujemy, rozmawiamy o wszystkim.
Jeżdżę na rehabilitację, żeby wzmocnić rękę. Podczas pierwszej wizyty spotkałam w ośrodku koleżankę, z którą kiedyś pracowałam, nie wiedziała nic o mojej chorobie. Okazało się, że też zachorowała, jest po amputacji, właśnie rozpoczyna chemioterapię, jest tak samo przerażona jak ja w lipcu, ale stwierdziła, że patrząc na mnie, wierzy, że wszystko musi być dobrze. Prosiła mnie o rady w sprawie diety, dbania o włosy, skórę w czasie leczenia. Zaprosiłam ją do siebie, później też ją odwiedziłam, obiecałyśmy sobie, że będziemy w kontakcie.
W połowie marca zapytałam męża, czy mógłby zabrać mnie gdzieś daleko, żebyśmy mogli odpocząć po tym koszmarze, kazał mi poszukać ofert. 23 marca kupiliśmy wczasy, a 26 już byliśmy na Cyprze. Córka została z dziadkami w domu, cieszyła się z naszego wyjazdu.
Na Cyprze były takie chwile, kiedy wcale nie myślałam o chorobie, wokół piękna budząca się do życia przyroda we wszystkich odcieniach zieleni, z mnóstwem kolorowych kwiatów. Wspaniały hotel, w okolicy piękne widoki, szlaki spacerowe, piaszczyste plaże, turkusowe, ciepłe morze, jaskinie i wzniesienia, obok których jak dawniej nie mogłam przejść obojętnie. Wszędzie musiałam wejść, zajrzeć z bliska, zrobić zdjęcie.
Wróciliśmy szczęśliwi, opaleni, wypoczęci, pełni sił i nadziei, że wszystko będzie dobrze. Nadal odwiedzają mnie koleżanki, nie kryją zdziwienia, moim wyjazdem, oraz formą, w jakiej mnie znajdują. Coraz częściej myślę o powrocie do pracy, za kilka dni wybieram się na kolejne warsztaty, a w międzyczasie nadal jeżdżę na rehabilitację…
…to było dwa i pół roku temu. Perukę, turbany i czapeczki podarowałam znajomej pani rehabilitantce, żeby przekazała je komuś, kto ich potrzebuje. Wróciłam do pracy, skończyłam kolejne studia podyplomowe, zostałam dyrektorką zespołu szkolno- przedszkolnego. Często podróżuję, chodzę po górach. Jestem weganką, kiedy tylko mogę, wspieram osoby, które dotknęła choroba. Przygotowuję się do operacji rekonstrukcji i cieszę się życiem.

Spotkanie Amazonek w Działdowie

posted by:

Dnia 05. 06. 2013 r. w ramach akcji promującej artykuły dla Amazonek w klubie Amazonek w Działdowie zostało zorganizowane spotkanie przez naszą sieć sklepów Lemar. W spotkaniu wzięło udział około 35 Pań, mieszkanek Działdowa i okolic. Po zakończeniu części organizacyjnej została przedstawiona oferta sprzedażowa dostępna w naszych sklepach.
Panie miały możliwość obejrzenia, przymierzenia oraz zakupu produktów firm Anita, Amoena, Alles i Maria. Największym powodzeniem cieszyły się gorsety protetyczne które prezentowane były w różnych rozmiarach i fasonach. Panie szczególnie zainteresowane były biustonoszami z koronkowymi wstawkami firmy ALLES model Elli oraz firmy AMOENA model ISABEL. Wykwalifikowany personel medyczny sklepu udzielił informacji odnośnie refundacji protez, peruk a także odpowiedzi na nurtujące nasze Panie Amazonki pytania. Wszystkie uczestniczki spotkania otrzymały upominki, katalogi i ulotki reklamowe.

Sieć sklepów medycznych LEMAR zamierza organizować spotkania w Klubach Amazonek na terenie całego województwa warmińsko-mazurskiego, co będzie dla wielu Pań dużym udogodnieniem w dotarciu do poszukiwanego produktu, bądź zrealizowaniu wniosku na protezę piersi która przysługuje co dwa lata każdej kobiecie po mastektomii.

Firma Lemar stwarza również możliwość zamówienia na dowóz wybranego modelu, fasonu produktów bez dodatkowych opłat. Zachęcamy Panie do odwiedzania naszych sklepów Zwłaszcza Różowego Saloniku w Olsztynie na ulicy Grunwaldzkiej 8/9. Służymy doradztwem i fachowa pomocą.