Przedstawiamy kolejną zwycięską historię nadesłaną przez panią Małgorzatę.
„Wyrwana z objęć śmierci…”
Hanka paliła papierosy przez wiele lat. Próbowała nawet kilkakrotnie rzucać to diabelstwo na krótkie okresy, ale zawsze wracała do „dymka”, twierdząc, że nie można wszystkiego sobie odmawiać. Ostatnio gdy wróciła do nałogu, postanowiła zachowywać się jak dama i kupowała i z elegancją paliła tylko cieniutkie, śliczniutkie, aromatyczne papieroski – słomeczki o lekko miętowym zapachu. Tego jej bardzo było potrzeba. Tak się zaczął jej powrót do nałogu, a gdy widziała jak pięknie wygląda ta słomeczka w jej damskiej, drobnej, wypielęgnowanej dłoni, była nawet dumna z siebie. Mieszkała od kilkunastu lat w małej wiosce , z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, tak się tam zaszyła i „zapuściła”, że ze znanej stylistki i estetki stała się zwykłą wiejską babą ubraną w waciak i dojącą krowę. Nie brała pod uwagę swojego wyglądu, nie widziała, że jej dłonie przestały przypominać ręce kobiece, a zaniedbane paznokcie i spierzchnięta skóra były na porządku dziennym. Jej dłonie przecież zawsze były wielkich rozmiarów i przez to sprawiały wrażenie silnych i opiekuńczych, ale za to papierosek wyglądał w nich jak słomeczka… zapałeczka… Zdawała sobie sprawę, że super eleganckie papieroski przy niej jakoś tak nijak wyglądały i bardzo cierpiała z tego powodu, powtarzając w duchu, że przy najbliższej okazji jednak definitywnie rzuci palenie. Lecz decyzja ta jak zwykle odwlekała się w czasie, gdyż papierosy były słabe i można było sobie wmówić, że nie szkodzą… ON… wrócił z miasta, z zakupów i nagle wszem i wobec obwieścił, że rzuca palenie, kupił w tym celu niezwykle drogie, ale skuteczne plastry o tajemniczej nazwie (x), które bezapelacyjnie muszą pomóc w pozbyciu się nałogu, tak jak od razu pomogły tej eleganckiej pani z reklamy w telewizji. ON palił baaardzo dużo – paczka, półtorej – mocnych papierosów dziennie odkąd go znała, więc jej zaskoczenie tą decyzją było tak ogromne, że osłupiała ze zdumienia , i w tej „stopklatce” ochoczo zgodziła się na współpracę w „rzucaniu” nałogu za pomocą cudownej mocy plastrów. Począwszy od tego dnia codziennie odbywał się rytuał wzajemnego naklejania plasterka i z uśmiechem na twarzy i humorystycznymi akcentami oboje wynajdywali sobie najbardziej niedostępne i wyszukane miejsca na ciele na kolejną nalepkę… Potem wyjechał jak zwykle na tydzień w delegację… ( z której już do niej nie wrócił – nowe zauroczenie)… Minęły dwa dni… i Hanka poczuła, że coś ją niebezpiecznie „bierze”… Myślała, że to atak świnki, bo zauważyła niezbyt ciekawą opuchliznę ślinianki i gdyby nie to, że już tę chorobę przechodziła, pomyślałaby, że właśnie ona ją zaatakowała . Miała też powiększone węzły chłonne i ogólnie fatalnie się czuła. Prawa pierś dziwnie ją „kłuła”, ale pomyślała, że pewnie zbliża się „okres”, więc zbagatelizowała to. Choć była zaniepokojona, odpuściła sobie głupie myśli, twierdząc, ze to pewnie jakaś niewielka infekcja, bo któż teraz wie co w tym wiejskim powietrzu „lata”. I dumna z siebie wieczorem, zobaczyła, że jakoś samo diabelstwo przeszło, bo patrząc w lustro ku jej zdziwieniu okazało się, że wszystko minęło… Błogi sen, w którym śniła jej się podróż do krainy bajek, gdzie lekka jak piórko, pod postacią elfa zajadała się słodyczami w najprzeróżniejszych kształtów a rano wstała zachwycona bajkową przecudnie kolorową senną wizją… Rozbudzona przeciągnęła się na łóżku a ziewając poczuła przejmujący ból dziąseł…
„To przez te słodycze ze snu”… pomyślała, lecz zdała sobie sprawę, że to już nie sen i pobiegła przed lustro. No tak, wiedziała co to znaczy – bolesny stan zapalny, dziąsła fioletowe, a ból nie do zniesienia, aż ciężko usta otworzyć a co dopiero je zamknąć… W kuchni znalazła suszoną babkę lancetowatą, której na wsi zawsze wszędzie mnóstwo i znana jest ze swych właściwości leczniczych, w ogóle to lubiła zbierać zioła – tak na wszelki wypadek… Rozpoczęła robić płukanki… i tak przez cały dzień
co kilkanaście minut… Wieczorem minęło… ale ulga… Znów noc i znów sen, ale tym razem była w swoich rodzinnych stronach, na polanie za domem, słyszała odgłos szemrzącego potoku, a na polanie widziała połacie kwitnących, ślicznych, dużych, żółciutkich słoneczników. Cała polana otoczona była ciemnozieloną ścianą świerków a ona na niej widziała dokładnie każdy z tysięcy słoneczników… Widziała każdy płateczek i każdy brązowy środeczek tych kwiatów, które lśniły w słońcu cudnie i aż raziły ja w oczy intensywnością barw. Wstała rano radośnie, bez bólu i zadowolona, zmieniła plasterek a tu… jeszcze przed obiadem zaczęła dziwnie się czuć … objawy typowo grypowe… Okropnie zaczęło łamać ją w kościach, a bóle się przemieszczały po całym ciele: bolały ją nogi, a za chwilę przestawały, przechodziło to na plecy, a potem po kolei na wszystkie inne części ciała. A pierś coraz bardziej bolała… ( Gdyby już teraz pomyślała uniknęłaby tego wszystkiego, ale cóż… ) Hmm… domowe sposoby leczenia niespodziewanego ataku grypy… napiła się soku malinowego własnego wyrobu, ale nie przechodziło. Herbata z miodem i cytryną też się nie sprawdziła… Czuła się źle i coraz bardziej „kładło ją” do łóżka. Zmierzyła temperaturę ale nic szczególnego nie było… tylko 37 i dwie kreski. Jednak coś było nie tak i w jakimś irracjonalnym strachu postanowiła jednak położyć się do łóżka i kurować się leżąc w pościeli. Do wieczora ani lepiej, ani gorzej, a psychicznie była całkiem rozwalona i zaczynała mieć dziwne podejrzenia, że to coś poważniejszego… Czuła słabość i zawroty głowy, zaczęła nawet myśleć głupio, że pewnie zaraz „zejdzie”. Aż dziw, że przeleżała tak dwa dni… z węzłami chłonnymi i piersią było coraz gorzej… przez myśl przemknęło jej „pewnie rak mnie żre” … A i czuła się coraz gorzej … Wymieniła plasterek, że by nie było, że nie stosuje się do zaleceń, bo w końcu definitywnie rzuca nałóg i wtedy spanikowała… Chwyciła za telefon i zadzwoniła do przyjaciółki, Pauli , gdyż chciała zacząć właśnie od niej pożegnania. Paula znana z dociekliwości, bardzo przejęła się stanem zdrowia przyjaciółki i zaczęła się dopytywać co Hanka jadła, co piła, czy brała jakieś leki? No i nic nie wskazywało na przyczyny takiego samopoczucia. W końcu pochwaliła się, że rzuca palenie i od kilku dni odzwyczaja się „na maksa”, ale stwierdziła, że jeśli i tak zaraz umrze to chyba jej ostatnim życzeniem będzie zapalić właśnie papierosa z tych nerwów! A Paula słuchała w zdumieniu tych słów i decyzją porzucenia nałogu zaczęła wypytywać. Jak to niby rzuca? Co robiła w tym kierunku?
I wtedy Hanka powiedziała jakie to ma świetne, prawdziwie skuteczne plasterki (x), i że szczerze poleca! No i dopiero wtedy przyjaciółka kazała jej dokładnie, ze zrozumieniem przeczytać ulotkę z opakowania plasterków. Jak ona może jej kazać czytać ulotkę, i to teraz kiedy jest jedna nogą nad grobem? Przecież te plastry działają cuda więc co tu czytać? Dla świętego spokoju zrobiła to dla przyjaciółki i ledwo zwlokła się więc z łóżka i poszła po opakowanie. Czytała na głos do słuchawki …”
Skutki uboczne: nietypowe bóle przy przedawkowaniu, powiększone węzły chłonne, ryzyko zachorowania na nowotwora, a przy użyciu za dużej dawki np. dwóch plastrów na raz, można zjechać z tego świata będąc zatrutym nikotyną”. Sama sobie postawiła diagnozę!!! Będąc całkiem świadomą w tej nieświadomości, doszła do wniosku, że gdy paliła swoje słabiutkie aromatyczne słomeczki, to ta dawka nikotyny zawarta w plasterku była dla niej zdecydowanie za duża i sprawiała wrażenie jakby jej codziennie, wstrzykiwano w żyłę „ marychę”… Oj co by ona poczęła gdyby nie Paula… Opowiedziała jej też o bólach piersi i pokazała powiększone węzły chłonne. To był punkt zapalny! Szybka decyzja – zaciągnęła ja do samochodu – Kierunek szpital, oddział, na którym miała znajomego lekarza, kilka słów wystarczyło… seria badań i … diagnoza jedna – RAK PIERSI! … Przeżyła swoje pierwsze w życiu załamanie … To oznacza tylko jedno! Przestanie być kobietą, bo co to za kobieta bez piersi? Żaden facet na nią nie spojrzy, a co dopiero dotknie, zechce z nią być… Ale w ogóle o czym mowa, jaki facet, przecież to już koniec życia… Teraz czas leciał … Decyzja musiała być mądra i przemyślana, czy chce w ogóle żyć? Paula nie opuszczała jej ani na chwilę, tłumaczyła, podawała setki powodów dla których warto żyć… Dla Hanki nagle czas stanął w miejscu… przeszłość przestała istnieć, przyszłość malowała się obrazem kobiety … po mastektomii… Biła się z myślami, ale podjęła decyzję, jedyną słuszną… (…) Nowe życie… życie po mastektomii, dla Hanki to nie życie, to wegetacja, nie potrafi zaakceptować siebie na nowo i nie potrafi ukryć rozczarowania jej nowym ciałem. Taka transformacja bez satysfakcji… dno! Ale przecież żyje do diaska! Ogromy ból przeszywa jej serce, czuje odrętwienie, ale czuje też ulgę, a w duszy zaczyna odkrywać siebie na nowo… Po czasie pragnie pokazać całemu światu, że przezwyciężyła strach, dokonała czegoś niesamowitego – przecież pokonała to „dziadostwo” nie dała się mu pożreć. Paula była ciągle przy niej, wspierała, nawet gdy Hanka ja wyzywała w trudnych chwilach jednych uchem słuchała drugim wypuszczała… Kochała ją, chciała ją przywrócić do normalności, do pokochania siebie na nowo. Bo przecież ona „wyrwała ją z objęć śmierci!”… (…) Z dnia na dzień było już tylko lepiej, bywały chwile załamania, rozgoryczenia, huśtawki nastrojów i brak chęci do życia, ale to były ułamki chwil… które zanikały. Jedna bariera … LUSTRO…
Paula przekonywała ją do tego by ujrzała siebie w nowym świetle, by ujrzała swoje zwycięstwo… lecz to jeszcze musiało poczekać, podobnie jak dotyk swego nowego ciała… Powoli je akceptowała, a w lustro patrzyła jeszcze bokiem, aż …. Któregoś dnia pomyślała o sukience z dekoltem… Czytała wiele gazet, wiele artykułów w internecie, ..
Amazonki… Jej myśli coraz bardziej się kłębiły… podeszła któregoś dnia do szafy i razem z Paula wspominały studniówkę… Śmiały się, wygłupiały, lampka, wina, muzyka… itp… Chwile niezapomniane, jakby nic się nie wydarzyło na przestrzeni ostatnich miesięcy… Lustro…
Sukienka z balu …. Łzy smutku, czy szczęścia… ?? Spojrzała w lustro, założyła sukienkę i tak palnęła…”Pauli… ile kosztuje rekonstrukcja piersi”(…)
Potem wpadła w okropny płacz… Hanka się rozkleiła… ale przecież nie może, musi być silna! Tylko ją teraz ma! Rodzina przecież tak daleko, zresztą co to za rodzina, która nie raczyła odpowiedzieć na ani jedną wiadomość o chorobie Hanki… (…) Zasnęła z sukienką w objęciach… a rano znów czuła pustkę… Jakie to życie jest okrutne, ale przecież żyje! Pozbierała się do kupy i postanowiła coś ważnego, coś co dało nadzieję na początek nowego życia… Będzie silna i będzie myśleć pozytywnie… I tak leci… rok po roku… Klub Amazonek… nowe znajomości, nowe doświadczenia, nowa miłość życia (!!!), plany na przyszłość… Marzy o rekonstrukcji, tak trzymać! Hanka teraz już wie, że najważniejsze jest by ŻYĆ, że grunt to przyjaciele, bo oprócz tego, że dzięki Pauli żyje, to jeszcze pełnią szczęścia jest jej własny SUKCES!